- W każdym z moich spektakli ważna jest nadzieja. Często czytam w recenzjach błędne oceny, że uprawiam teatr śmierci, beznadziejnej egzystencji - mówi LESZEK MĄDZIK.
Sylwia Hejno: Włącza się światło, a widzowie wciąż siedzą. Nikt nie klaszcze, nie wychodzi, nie wiadomo za bardzo co robić. To chyba już reguła po pańskich spektaklach. Leszek Mądzik: Może to zabrzmi nieco kokieteryjnie, ale to dla mnie wymarzona sytuacja. Czasem, kiedy za szybko rozlegają się brawa, mam wrażenie, że czegoś zabrakło, że widocznie ten gest kurtuazji jest silniejszy od tego, co chciałem w widzu wywołać. Chciałbym go na tyle sparaliżować, żeby nie miał odwagi bić braw, bo cisza wywołuje odczucie, że nie chciałbym tak szybko z tego stanu wyjść. Budzi refleksję i wrażenie świętości, proszę zwrócić uwagę jaka cisza panuje w świątyniach. Z kolei bardzo nie lubię, gdy ktoś po spektaklu mnie zaczepia i pyta: "o czym to było?", to dla mnie bardzo niezręczne. Wolałbym, żeby ta osoba sama to odkryła, może nie od razu, ale później, pod wpływem różnych doświadczeń i sytuacji, które przywołają tamte obrazy. Mawia