"Cabaret lunaire" w reż. Włodzimierza Nurkowskiego w Operze Krakowskiej. Pisze Paweł Dybicz w Przeglądzie.
Zdeklarowani miłośnicy harmonii w muzyce i zapadających w pamięć popisów wokalnych solistów nie powinni wybierać się na najnowszą inscenizację w Operze Krakowskiej, "Cabaret lunaire". Owszem, wysłuchają piosenek Arnolda Schönberga, dociekając, jak to możliwe, żeby ten twórca muzyki nowoczesnej pisał takie utwory. (Tak, pisał dla kabaretów, dla pieniędzy). Frywolne, przepojone seksem i nieobyczajne. Na premierze zaśpiewane przez Iwonę Sochę i Adama Zdunikowskiego. Poprawnie, bez wpadek, ale raczej nie jest to repertuar dla nich. I choć głównie w wydaniu Zdunikowskiego piosenki mają szelmowski wydźwięk, to czegoś w nich brakuje. Może pewności, lekkości i atmosfery kabaretu? Druga część przedstawienia to "Pierrot lunaire". Tu mistrzostwo Agaty Zubel w niełatwym repertuarze pozostawia niezatarte wrażenie. Ekspresja, z jaką wykonuje utwory składające się na "Księżycowego Pierrota", wyzwala u widza przekonanie, że muzyka, by trafiała do serca,