Zniechęcanie - daremny trud. I tak przecież dacie się Państwo skusić, gdy w Waszym mieście zawisną na płotach anonse: "Kmicic i Birkut kochający inaczej" albo "Prawdziwi mężczyźni w rolach męskich podfruwajek". Gdy zaś w trakcie wieczoru okaże się, że zamiast zapowiadanych atrakcji jest nuda, monotonia i ględzenie - kasa nie zwróci już za bilety. "Schody" firmowane przez Charlesa Dyera (autor), Daniela Olbrychskiego, Jerzego Radziwiłowicza, reżysera Piotra Łazarkiewicza i producenta Gene'a Gutowskiego to typowa sztuczka bulwarowa. Co nie oznacza, że musi to być zaraz sztuczka podła. Teatr bulwarowy winien być lekki, efektowny, nie nazbyt głęboki, ale i niekoniecznie bezmyślny. Szansę na to stwarzał pomysł Dyera, aby supersamców kina i teatru ubrać w miękkie sweterki starzejącego się męsko-męskiego małżeństwa: kabotyńskiego eksaktora (Olbrychski) i zakompleksionego fryzjera (Radziwiłowicz). Pokazać ich śmiesznostki i skrywaną czułość
Źródło:
Materiał nadesłany
Przekrój - Warszawa nr 17/18