O muzyce myśli się zazwyczaj utartymi schematami. Jako sygnał służy przeważnie nazwisko kompozytora, które niesie z sobą ściśle określone treści. Tak więc, idąc na koncert, czy kupując płytę, wiemy dość dobrze, co nas czeka. Pozostaje wprawdzie margines interpretacji - złe lub dobre wykonanie - ale, na przykład, w porównaniu z teatrem, nie jest on znowu tak wielki, aby zachodziło niebezpieczeństwo utraty tożsamości danego dzieła. Na sali koncertowej nie gnębi nas pytanie: "co zrobiono z symfonią X-a, czy on sam potrafiłby się w niej rozpoznać? Stąd "prawa autorskie" kompozytora w porównaniu z prawami autora dramatycznego wydają się olbrzymie. Czasem jednak owe poręczne schematy zdają się zawodzić. Albo przynajmniej niepokoją, coś się w nich nie zgadza... Na przykład Schönberg. Intencje Albana Berga - jako najzdolniejszego ucznia - były zapewne dobre, gdy czterdzieści kilka lat zapytywał: "dlaczego muzyka Schönberga jest tak trudna do
Tytuł oryginalny
SCHÖNBERG ROZMARZONY
Źródło:
Materiał nadesłany
Literatura nr 15