- Jestem za tym, żeby duchowość widza podnosić, a nie obniżać. Zadaniem sztuki jest pobudzanie wrażliwości człowieka! Teatr nie może schodzić do poziomu blokowiska. Teatr to kondensowanie wielkich możliwości, a nie tylko zastanawianie się, czy wagina jest w poprzek, czy wzdłuż - mówi Jerzy Trela, aktor Starego Teatru w Krakowie w rozmowie z Hanną Halek z Machiny.
Jerzy Trela. Współtwórca Teatru STU. Od 38 lat aktor Starego Teatru w Krakowie. W przedstawieniach Jerzego Jarockiego, Konrada Swinarskiego, Krystiana Lupy i Jerzego Grzegorzewskiego dostał niezłą szkołę. Mówi, jakby milczał. Milczy powoli. Milczy wymownie. Jeśli zaklnie, to każdy poziom staje się szybciutko pionem. Hanna Halek: - No? Rozmawiamy? Jerzy Trela: - Tak, tak, tak. - Jak Pan lubi, żeby się do Pana zwracać? Panie Jerzy? Panie? Jurku? - Jak Pani chce. Pani tu rządzi. - Panie Jurku będzie OK? - Panie Jurku może być. Ale z czym się Pani będzie do mnie zwracać? Bo ja to jestem trudny, jeśli chodzi o wywiady. - Ma Pan zamiar traktować mnie "z buta"? Tak? - Nie, nie. Z buta nie... No, już zaczynajmy. - Urodził się Pan i wychował w wiosce Leńcze pod Krakowem. Góralski pierwiastek mocno w Panu siedzi. Wygląda Pan nawet jak góralski mężczyzna. Mój ojciec był góralem. Wyglądał jak Pan. - Proszę mi tylko nie opowiadać swojego życiorysu. - Chyb