Ta książka stała się wydarzeniem, bo pojawiając się w szczególnym kontekście, okazała się... reakcyjna wobec współczesności. Co więcej, mimo śmiałych (ale czy trafnych?) odwołań do modnych filozofów, historyk opowiada swoją historię w sposób nadzwyczaj osobisty i samodzielny. A czyż taka manifestacja indywidualizmu nie jest w naszych upartyjnionych czasach prowokacyjna? - o książce Dariusza Kosińskiego "Teatra polskie. Historie" pisze Artur Grabowski w Znaku.
Przyznam, że ta brawura najbardziej mi się w jego pracy podoba. Autor sprawia wrażenie kogoś, kto niecierpliwie próbuje wypowiedzieć wszystko - wszystko, co kiedykolwiek pomyślałem o teatrze w Polsce i o polskości w teatrze - a że robi to z nieukrywaną pasją, opowieść z miejsca staje się zarazem archetypowa i prywatna, a czytelnik od pierwszej strony daje się wciągnąć w... W performance czytania czynnego? Ależ tak, w mickiewiczowskie prelekcje! Bo też księgi tej nie da się, zaiste, czytać do poduszki. Jestem przekonany, że nie przypadkiem lektura ciężkiego, nieporęcznego kodeksu ma być psychofizycznym doświadczeniem. Tak, taka książka należała się polskiemu teatrowi, "gwarantowały" nam tożsamość. W swoich barokowych pałacach i dworkach, pisze Kosiński, "polska szlachta stworzyła samą siebie, wymyślając role, scenariusz, kostium, technikę ciała i głosu, przestrzeń i scenografię"; to właśnie te wyśmiewane przez naszych rodzimych francu