Jerzy Grzegorzewski: "Tak zwana ludzkość w obłędzie" według Stanisława Ignacego Witkiewicza. Reżyseria: Jerzy Grzegorzewski, scenografia: Barbara Hanicka, muzyka: Stanisław Radwan. Stary Teatr im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie. Premiera 27 maja.
Na widownię wchodzimy przez salę im. Modrzejewskiej, mijając stół z siedzącymi wokół niego pięcioma oficerami. Dokładna kopia znanego "Autoportretu wielkokrotnego w lustrach z Petersburga" lat 1915-1916. To pierwszy żart Grzegorzewskiego. Potem będzie ich mnóstwo, całe bowiem przedstawienie utkane jest z dowcipu, ironii, pastiszu, kpiny ze wszystkiego i wszystkich, także i samego siebie. Owi oficerowie, jako Chór Witkacych, pojawiają się na scenie w różnych kostiumach, wzorowanych na dziwacznych fotografiach Witkiewicza. Sztuka "Tak zwana ludzkość w obłędzie" nie istnieje. Zachował się tylko tytuł, prześmiewczy i okrutny, obsada i daty napisania: "Komponowanie zaczęte 6-7 V 1938. Pisanie zaczęte l VI" tegoż roku. Był to prawdopodobnie ostatni, napisany przez Witkacego dramat. We wrześniu 1939 roku popełnił samobójstwo, wybierając taką właśnie drogę ucieczki przed szaleństwem rozpętanym przez ludzkość. Kanwą przedstawienia Grzegorzewskiego