O Katowickim Karnawale Komedii pisze Marzena Kotyczka z Nowej Siły Krytycznej.
Zgodnie z zasadą "najlepiej się bawimy przy tym, co już znamy" organizatorzy drugiej edycji Katowickiego Karnawału Komedii oprócz względnych nowości postawili również na spektakle, od których premiery minęło już dobrych parę lat. Nic dziwnego więc, że to wytrawne stare wino okazało się trunkiem o wiele szlachetniejszym od ubiegłorocznych plonów w postaci "Szczęśliwego dnia". O ile pisząc o monodramie "Czołem wbijając gwoździe w podłogę" w wykonaniu Bronisława Wrocławskiego, miałam wątpliwości co do zasadności recenzowania spektaklu, który od blisko dziewięciu lat cieszy się niesłabnącym powodzeniem, a wobec niewątpliwego talentu aktorskiego wykonawcy odbiera krytykowi możliwość elokwentnego wywodu (nie odkryję Ameryki, jeśli w tym przypadku powołam się na słowa Barthesa, iż nigdy nie udaje się mówić o tym, co się kocha), to w przypadku "Scenariusza dla nieistniejącego lecz możliwego aktora instrumentalnego" odczułam niepokojącą