- Zależało mi na czymś w rodzaju korekty pamięci: żeby opowiedzieć inaczej o postaciach, o których mamy pewne ugruntowane wyobrażenia, na przykład pokazać lęk i niespełnienie artystki uważanej powszechnie za osobę wesołą - mówi Jacek Kozłowski w rozmowie z Justyną Jaworską w Dialogu.
Pamiętam cię z kulturoznawstwa, oddawałeś bardzo zabawne prace roczne i miałeś pisać doktorat o serialach. Tymczasem piszesz i reżyserujesz stand-upy w Wałbrzychu. Jak to się stało? - Z doktoratem mam problem natury, powiedziałbym, dramaturgicznej: ciągle jeszcze humanistyka, zamiast być innym rodzajem literatury, jak to niby sama deklaruje, domaga się niestety metodologii i nie można za bardzo popłynąć... Trochę się w tym świecie nie odnalazłem. Co innego teatr, ten zawsze mnie korcił. Chodziłem na zajęcia z Dorotą Kowalkowską, która jeszcze na studiach została kierowniczką literacką w Wałbrzychu. I kiedy pojawił się pomysł, by tam założyć scenę stand-upu, pomyślała o mnie. Przez osiem lat pisałem kabaret Rozmowy w tłoku, uznała więc, że mogę się nadawać. Napisałem i wyreżyserowałem pierwszą część "Wielkich Innych" z Mirką Żak. A potem do Wałbrzycha przybył Maciej Podstawny, który zaufał mi na tyle, że pozwolił mi zr