A więc znów pozwolę sobie dzielić się przeżyciami wrocławskimi. W Państwowej Operze we Wrocławiu uczczono 50 rocznicę śmierci Leosza Janaczka dając prapremierę polską jego, kto wie czy nie najlepszej, opery - "Kati Kabanovej". Pierwszy raz poznałem to dzieło na którejś z "Praskich Wiosen". Przyznaję, ze teraz we Wrocławiu, z pewnością również za sprawą doskonale podawanego tekstu, doznałem przeżyć głębszych. Ciekawa sprawa z tym Janaczkiem: w muzyce słyszy się nie tyle echa, ile dowody znajomości i Wagnera, i Ryszarda Straussa, i Musorgskiego, a jednak jest to muzyka na wskroś oryginalna, świetnie zespolona z tekstem przecież nie recytowanym, a śpiewanym na sposób intonacji mowy. Jest to opera mająca swoją własną dramaturgię. W samej muzyce ileż piękna w melodyce podkreślającej równie przekonywająco chwile miłosnej liryki, jak i ekspresjonistycznie traktowanej grozy. Rzadko daję się ponieść entuzjazmowi, nie zapominając, że
Źródło:
Materiał nadesłany
"Kurier Polski" nr 277