Sami szyli tałesy, uczyli się żydowskich obrzędów i wierszy. Po pracy nauczycielka zamieniała się w złośliwą kucharkę Rachelę, ekonomistka - w chłopca z pejsami, szefowa muzeum - w natrętnego sprzedawcę pończoch. A Tykocin - np. w magiczną Kasrylewkę. W miasteczku za sprawą Tykocińskiego Teatru Amatorskiego dzieją się rzeczy przedziwne. I tak już, z przerwami, od stu lat - pisze Monika Żmijewska w Gazecie Wyborczej - Białystok.
I dlatego w sobotę (18.01) o godz. 17.30 na Zamku w Tykocinie odbędzie się szczególna uroczystość. Tykociński Teatr Amatorski obchodzi piękny jubileusz, stuknęło mu 100 lat. Ktoś mógłby powiedzieć - rocznica jak rocznica, przerw po drodze było wiele - istniał przed wojną, potem miał wiele kilkunastoletnich przerw, wreszcie od ponad 30 lat znów istnieje. Ale teatr w Tykocinie to jednak fenomen na teatralnej mapie regionu, jedyny w swoim rodzaju. Oto mieszkańcy miasteczka - młodzi, starsi, żonaci, dzieciaci, pracujący i bezrobotni, całe rodziny czasem - zbierają się po pracy czy szkole, przygotowują przedstawienia i grają dla swoich sąsiadów. I to jak! Historie opowiadają tak, że można by często ulec złudzeniu, że to dawni prawdziwi Żydzi wrócili na chwilę do miasteczka. Słychać żydowski akcent, klezmerski śpiew, pogawędki. Atmosfera żydowskiego sztetla, jakim był Tykocin przed wojną - jak żywa. Aż trudno w ciągu tej godziny, dwóch, g