Najnowsza premiera w Teatrze Narodowym - Saragossa autorstwa i reżyserii Tadeusza Bradeckiego - jest utworem ze wszech miar odważnym. Jest to nie tylko przedstawienie wielkiej urody scenicznej, świetnie wyreżyserowane i zagrane, ale przede wszystkim ważne wydarzenie światopoglądowe, o jakie niełatwo dzisiaj w polskim teatrze.
Bradecki w swym romansie scenicznym próbuje wyjaśnić okoliczności samobójczej śmierci Jana Potockiego, bohatera spektaklu. Pokazuje ostatnie dni jego życia, które spędził w majątku Uładówka na Podolu, w samotności, chorobie i biedzie, rozmyślając nad swoim życiem i tocząc rozmowy z bohaterami własnych powieści. Ten obrachuek z samym sobą i ze światem kończy się samobójczym strzałem, który pada nie wskutek rozpaczy czy chwilowej egzaltacji, lecz zaplanowanego działania. Potocki przez wiele dni szlifuje srebrną kulę odpiłowaną od cukiernicy, aby dopasować ją do pistoletu. Ma dużo czasu do namysłu, może jeszcze poniechać zamachy na samego siebie. Nie rezygnuje jednak, bo nie może odnaleźć się w szaleństwie ogarniającym świat po 1815 roku. Potocki jest bowiem oświecenia, intelektualistą wierzącym w potęgę rozumu. Wychowany w kręgu libertyńskiej kultury francuskiej, naukowiec, wielbiciel Woltera, staje się świadkiem zburzenia oświecenio