Kolejna premiera świadczy o tym, że prywatny Teatr Bez Sceny ma coraz wyraźniejsze oblicze; Strindberg, Kafka, teraz Schulz. Andrzej Dopierała - który teatr wymyślił i prowadzi go, zapraszając do współpracy kolegów aktorów i reżyserów - nie ukrywa, że interesują go sztuki wnikające w istotę mechanizmów ludzkiej psychiki. Zwłaszcza tych, których istnienie słabo sobie uświadamiamy. Nowe przedstawienie Teatru Bez Sceny nosi tytuł "Play-Schulz. Sanatorium pod klepsydrą" według Brunona Schulza. Nie jest to asekuracja, lecz uczciwe postawienie sprawy, bo spektakl zbudowany został ze swobodnie skomponowanych fragmentów prozy pisarza. Interesująca adaptacja Jacka Bunscha, także reżysera całości, sprawia wrażenie, że mamy do czynienia z jednolitym, spójnym tworzywem. Dramaturgicznym w dodatku, co jest osiągnięciem, gdyż proza Schulza, tak autonomiczna i zbudowana na wieloznaczności słowa, wydaje się prawie nieprzetłumaczalna na dosłowność obrazu.
Tytuł oryginalny
Sanatorium dobrych wspomnień
Źródło:
Materiał nadesłany
"Dziennik Zachodni" nr 77