Zebrało się sporo zaległości z ostatnich dwu tygodni telewizyjnego życia, które to zaległości - niezależnie od tego, czy nasuwają materiał do ogólniejszych refleksji, czy też nie - warte są w tym ramowym przeglądzie chociażby krótkiego odnotowania, a to w tym celu, ażeby mieć obraz proporcji programowych: ile było pozycji trudniejszych czy ambitniejszych, ile zaś mniej udanych. Wtedy bowiem jedynie można mówić, czy TV w czymś przesadza. Wydaje mi się, iż w zakresie przynajmniej rozrywki, a także pozycji kulturalnych, różnorodność jest dość duża, przy czyni znów dochodzą do głosu pomysły nowe. Zacznijmy od teatru. Po spektaklu renesansowej komedii mniej znanego u nas, współczesnego Szekspirowi klasyka teatru angielskiego, Ben Jonsona, ,,Volpone", w reż. Z.Hübnera, upamiętnionej sugestywną oraz pełną rubaszności kreacją "starucha", którą zaprezentował J.Świderski (drastyczność jego "zalotów" wzbudzała nawet protesty u widzów),
Tytuł oryginalny
Samowystarczalność Telewizji
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Warszawy Nr 89