Nie wiadomo po co Bożena Krzyżanowska do Lublina przywlokła ze sobą wielki ogon wykonawców z Operetki Warszawskiej, którzy na scenie pokazali jedynie beztroską bezradność i ujmowali uroczym aktorskim dziewictwem, choć nie wszyscy wyglądali na debiutantów.
Jeszcze raz goście udowodnili, że lubelscy aktorzy wszystkich teatrów mogą grać bez wstydu nawet w stolicy. Jeszcze raz publiczność lubelska klaszcząc na stojąco udowodniła, że dla przyjezdnych jest rozrzutnie szczodra. Być może jednak klaskała wyłącznie dla znakomitej Bożeny Krzyżanowskiej, chcąc posłuchać jej śpiewu. Być może jeszcze raz chciała posłuchać polskich wersji piosenek Edith Piaf. W charakterze Sekwany Przedstawienie Operetki Warszawskiej "Piaf" w reżyserii Jana Szurmieja było najnowszą lubelską premierą teatralną i do tej pory najsłabszą. Scenograf wybudował na środku sceny mostek, po obu stronach którego w charakterze Sekwany siedział niezły, ale nieco rozkojarzony wyjazdem zespół muzyczny i płynęły ciekawie zaaranżowane dźwięki. Odsłonił wybielony horyzont, po którym bezkarnie błyskał brud świetlnych zajączków, po to aby na koniec wyświetlić fotografię prawdziwej Edith Piaf i puścić z taśmy sławne "Non, j