"Mechaniczna pomarańcza" w reż. Jacka Bunscha w Teatrze Ludowym w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.
Jak w ogródku Jordanowskim za Edwarda Gierka którejś lipcowej niedzieli po obiedzie, za Gierka bądź wcześniej. Ciepluchno. Ani pół obłoku. Naród wyległ. Łono zieleni, słońce wysoko, doskonałe. Pod stylonami w kolorach płodów ziemi pot szczypie, lecz nic to - niedzielna elegancja poobiednia wymaga poświęceń. Więc ludzie dzielnie na ławkach pod drzewami, albo cienistą stroną alejek. Siedzą, łażą, siedzą, łażą. Chłopięta bawią się w policjantów i złodziei, strzelają z patyków. Dziewczęta w gumę grają przed pomnikiem pisarza. Ojciec kupił matuli oranżadę, zaraz obstaluje drugą, niech się, bidula matula, ucieszy i sobie cichuteńko beknie. Wróbel kwili. Gołąb obsrał kamiennego pisarza. Przez szparę w brązowym sandale ojciec poprawia białą elastyczną skarpetkę, gdyż niegustownie się zmarszczyła. Co? Odbiło się matuli? Ano - i już lżej jej na żołądku. Życie jest jednak piękne... I tak dalej. Obrazek ten mógłbym poci