„Ostatnie dni Eleny i Nicolae Ceaușescu” Julii Holewińskiej w reż. Wojciecha Farugi w Teatrze Polskim im. H. Konieczki w Bydgoszczy na XXII Festiwalu Prapremier. Pisze Jarosław Reszka w „Expressie Bydgoskim".
Dwa razy Rumunia na początek XXII Festiwalu Prapremier. Po „Zniknięciach” rumuńskiego teatru ze Sfântu Gheorghe „Ostatnie dni Eleny i Nicolae Ceauşescu” pokazali gospodarze – Teatr Polski w Bydgoszczy.
Ponure skutki tyranii znamy z przekazów ofiar i świadków, zeznających w toczących się po upadku tyranów procesach. Rzadko zeznają w nich sami główni oskarżeni – bo albo zbiegli do krajów, w których ręka sprawiedliwości ich nie dosięgnie, albo zostali zgładzeni w trakcie społecznego buntu. Ten drugi scenariusz pisany był bodaj najbardziej archaicznym tyranom w XX-wiecznej Europie – Nicolae i Elenie Ceauşescu, którzy despotycznie rządzili komunistyczną Rumunią od 1967 do 1989 roku.
Upadek dyktatury w Rumunii to seria wydarzeń w grudniu 1989 roku, które doprowadziły najpierw do ucieczki małżeństwa Ceauşescu helikopterem z Bukaresztu, a potem ujęcia ich na prowincji, natychmiastowego skazania na śmierć w zaimprowizowanym procesie, który nie trwał nawet godziny i wykonaniu kary zaraz po wyroku – seriami z broni maszynowej.
Julia Holewińska, dramaturżka „Ostatnich dni Eleny i Nicolae Ceauşescu”, która zdecydował się opowiedzieć o upadku rumuńskich dyktatorów, postawiła kropkę w chwili ich ucieczki z pałacu. Nie interesowały jej zatem rzeczywiste ostatnie trzy dni życia tej pary. Zastanawia się nad tym, co myśleli o sobie i poddanych, kiedy ich świat się walił, ale oni jeszcze sprawowali władzę.
Jesteśmy zatem w pałacu dyktatorów. Podłogę pokrywa biała, sypka materia, kojarząca się ze śniegiem. W mroku leży na niej siedem osób. Pierwsza intuicja widza: to ofiary antyrządowych zamieszek w Rumunii. Wśród tej siódemki jest jednak tylko jedna ofiara represji. Karol Franek Nowiński przez całą sztukę nosić będzie kostium składający się z białych slipów i kowbojskich butów, uzupełniony później o bolerko w czerwone kwiaty. Jego bohater jest bowiem gejem – przedstawicielem jednej z grup społecznych, których reżim nie toleruje.
Wśród pozostałych bohaterów dwoje wyróżnia się balowymi kreacjami – to małżeństwo Ceauşescu. Nieprzypadkowo w tytule sztuki pierwsza zostaje wymieniona Elena, a nie jej mąż, prezydent. Ona gra tu pierwsze skrzypce. Mąż (Mirosław Guzowski) wyraźnie pozostaje pod jej wpływem. A Elena w wykonaniu Małgorzaty Witkowskiej to kobieta i wyniosła, i prostacka. Zmieniać potrafi się błyskawicznie – pod wpływem nastroju albo rozmówcy. Co ciekawe, najbardziej zjadliwa i wulgarna staje się w kontaktach ze swą jedyną córką, Zoią (Michalina Rodak), na której demograficzne obsesje rodziców (m.in. zakaz aborcji i surowe kary za jego złamanie) również wywarły piętno.
Pozostali na scenie to najbliższe otoczenie rodziny dyktatorów, ludzie, którzy zawdzięczają im pozycję społeczną i dobrobyt: generał, ochroniarz, była mamka Zoi. Wydawałoby się, wierni po grób, ale jak się okaże, tylko wydawałoby się…
Bydgoski spektakl to opowieść o alienacji władzy. Nicolae i Elena Ceauşescu do końca przekonani są o swej wielkości, patriotyzmie, o tym, że wbrew pozorom naród ich kocha. Mimo biedy, zimnych mieszkań, sierocińców pełnych niechcianych dzieci, urodzonych w wyniku działania surowego prawa czy szerzącego się AIDS, jako że w oficjalnej propagandzie Rumunia jest wolna od tej choroby, w związku z czym nie leczy się jej i nie dba o sanitarne rygory.
Wszystko to kwestie ważne, nie tylko w sensie historycznym i w odniesieniu do Rumunii. Ale też znane ludziom interesującym się historią. Opowieść, którą poznają w bydgoskim teatrze, nie byłaby zatem tak poruszająca, gdyby nie pomysłowość reżysera i scenografa (zajął się tym Wojciech Faruga), a także solidne aktorstwo (ze wskazaniem na Małgorzatę Witkowską, która, ku zaskoczeniu widzów, jest w tym spektaklu także aktorką śpiewającą).
W ubiegłym roku Aurorę - Nagrodą Dramaturgiczną Miasta Bydgoszczy - przyznano Elise Wilk, reprezentantce mniejszości niemieckiej w rumuńskiej Transylwanii. W piątek jej nagrodzone przed rokiem „Zniknięcia" zostały pokazane na inaugurację XXII Festiwalu Prapremier. Ze „Zniknięciami" nad Brdę przyjechał zespół Teatrul Andrei Muresanu ze Sfantu Gheorghe - 55-tysięcznego miasta w pobliżu rumuńskiego Braszowa.