"Szarańcza" w reż. Pawła Szkotaka w Teatrze Polskim w Poznaniu. Pisze Stefan Drajewski w Polsce Głosie Wielkopolskim.
Tylko raz moje dzieci były ze mnie strasznie dumne - mówi Jović, kiedy syn zostawił go na parkingu bez dokumentów, z zapasem jedzenia, pieniędzy i fotografią dwójki dzieci na plaży. - Raz jeden. W Sutomore, nad morzem. Przeżyliśmy wtedy prawdziwy atak szarańczy. Cała plaża z nas się śmiała, otwarcie, prosto w twarz A ja tę szarańczę wdeptywałem w ziemię, przygważdżałem nogami, tłukłem rekami, laską. Obroniłem moje dzieci". Widać niepotrzebnie chciałoby się powiedzieć. To bardzo przejmująca scena kończąca pierwszy akt "Szarańczy" Bijany Srbljanović w Teatrze Polskim w Poznaniu. Kiedy opada kurtyna, na widowni panuje dojmująca cisza. Dramat Srbljanović brzmi jak wyrzut sumienia, Wystarczyłoby zamienić serbskie imiona bohaterów na polskie, czeskie, rumuńskie, wspomnienie wojny na wspomnienie upadku komunizmu, a efekt byłby podobny. Młodzi boją się starości, ona ich przeraża, nie potrafią sobie z nią poradzić. Kto jest temu winien? Oni?