"Klara" w reż. Aleksandry Popławskiej w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Marek Kubiak w serwisie Teatr dla Was.
Samotność to gorzka pigułka, której skutkiem ubocznym najczęściej bywa selektywna pamięć, czy wręcz nawet syndrom wyparcia. Poza tym to specyfik dostępny dziś powszechnie bez recepty, a w dodatku i bez ulotki dla użytkownika, więc łykamy go z grymasem co dnia, niby świadomi potencjalnych zagrożeń. Z każdym jednak dniem dawka się zwiększa, bo w naturalny sposób organizm się przyzwyczaja. Właśnie o samotności i coraz bardziej desperackim poszukiwaniu miłości, o potrzebie znalezienia oparcia i emocjonalnej stabilności jest adaptacja powieści Izy Kuny "Klara", w reżyserii Aleksandry Popławskiej w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Przedstawienie to smutny, choć sięgający dość często po iskrzący się ironią i sarkazmem humor słowny i komizm postaci, obraz współczesnych singli z coraz to głośniej tykającym zegarem biologicznym, obwieszczającym nieuchronne zbliżanie się czterdziestki. Historia trojga przyjaciół: Klary, przez sześć lat ro