EN

13.09.2021, 09:16 Wersja do druku

Samokrytyka Klaty

Wywiad z Janem Klatą opublikowany w ostatnim tygodniku „Newsweek Polska” zawiera dziesiątki krytycznych opinii o stanie współczesnej Polski wielokrotnie już przez owego reżysera wypowiadanych zwłaszcza po odejściu ze stanowiska dyrektora Starego Teatru w Krakowie - pisze Rafał Węgrzyniak w portalu Teatrologia.pl.

Ma on zagwarantowane prawo do demonstrowania negatywnego stosunku do obecnych władz zarówno w mediach, jak i na scenach teatralnych, a nikt raczej nie zamierza mu go odbierać. Wręcz przeciwnie, właśnie otrzymał szansę powrotu do Starego Teatru w Krakowie, gdzie postanowił wystawić Ptaki Arystofanesa, niewątpliwie ze współczesnym podtekstem politycznym, chociaż coraz trudniej tłumaczyć czy usprawiedliwiać jego wątpliwe diagnozy osobistym urazem, bo bynajmniej nie jest jedynym reżyserem, który utracił stanowisko dyrektora teatru. A mimo, iż uważałem, że Klatę należy pozostawić, czemu dałem wyraz w marcu 2017 w ankiecie na łamach „Do Rzeczy”, nie ulega wątpliwości, że bilans jego i Sebastiana Majewskiego kadencji w Starym jest negatywny. Co zresztą nie znaczy, że Ministerstwo Kultury nie popełniło rozmaitych błędów.

W osłupienie mnie jednak wprawiło w najnowszym wywiadzie udzielonym „Newsweekowi” fałszowanie, a więc niejako unicestwianie własnego dorobku teatralnego przez Klatę.

Klata bowiem został zmuszony przez środowiska opozycyjne do całkowitego przeinaczenia wymowy dwóch przedstawień w swym dorobku mających charakter niewątpliwie prawicowy, a przy tym z dzisiejszej perspektywy wręcz profetycznych: …córki Fizdejki według Janulki Witkacego wystawionej w Wałbrzychu i Termopil polskich Tadeusza Micińskiego zainscenizowanych w Polskim we Wrocławiu. Środowiska lewicowo-liberalne od początku miały kłopot z tymi przedstawieniami bodaj najbardziej niepoprawnymi politycznie spośród powstałych po 1989. Na wszystkie sposoby usiłowano pomniejszyć ich znaczenie oraz wypaczyć sens. Opublikowano w tym celu nie tylko szereg recenzji, ale nawet książki napisane przez Monikę Kwaśniewską czy Olgę Śmiechowicz. W końcu zmuszono samego reżysera, aby zakwestionował wymowę i przesłanie swych przedstawień, niejako wyparł się swego rodowodu i tożsamości.

Wałbrzyska …córka Fizdejki z grudnia 2004 będąca krytyką kolonizacji postkomunistycznej Polski przez zachodnie państwa i koncerny poszukujące rynków zbytu i taniej siły roboczej, okazuje się obecnie apologią wejścia do Unii Europejskiej, mającą przekonać spauperyzowanych proletariuszy do udziału w referendum. „Pracowałem wówczas w Wałbrzychu, robiliśmy Janulkę, córkę Fizdejki Witkacego. Opowieść o pokojowej inwazji neo-Krzyżaków na ziemie zbydlęconej Litwy, po których nieprzytomnie panoszą się zalkoholizowani bojarzy pod przywództwem kniazia Fizdy [!]. Konstruktywni początkowo neo-Krzyżacy szybko ulegają genius loci, popadają w alkoholizm i zakochują się we wspaniałych kobietach. Ostatnim obrazem tego spektaklu była monumentalna budowla – Wałbrzych Airport, z którego są wyłącznie odloty. Przylotów żadnych. Gdy zbliżała się premiera, poprosiłem statystów, bezrobotnych górników z Wałbrzycha grających zbydlęconych bojarów, aby oddali głos w referendum. Nieważne za czy przeciw, ważne, aby poszli. Jak przemocowiec zagroziłem, że jeśli nie zagłosują, to nie wpuszczę ich na scenę. I pamiętam jeszcze, że przyjeżdżający na spektakl młodzi, wykształceni i z wielkich miast mówili: >>Jezus Maria, żeby ta Unia wiedziała, co na siebie bierze<<.”

Reinterpretacja wrocławskiej realizacji dramatu Micińskiego ukazującego upadek Polski, której elity polityczne zostały podporządkowane i skorumpowane przez Niemcy, a zwłaszcza Rosję, jest tak niedorzeczna i bełkotliwa, że muszę ją w całości przytoczyć zachowując oryginalną pisownię najwyraźniej obowiązującą w „Newsweeku”. „O uwikłaniu między wschodem a zachodem – twierdziła dziennikarka – opowiadał twój spektakl Termopile polskie z Teatru Polskiego we Wrocławiu. „Ambasadorowie ościennych mocarstw – odparł Klata – kupujący głosy, pseudo-patriotyczna tromtadracja, Sejm Niemy. Druga połowa XVII [!] w., historia się rymuje. Michał Kleofas Ogiński, jeden z sygnatariuszy targowicy i jednocześnie bohater powstania kościuszkowskiego, jest na litewskich znaczkach, na białoruskich banknotach był swego czasu i tańczy się go na każdej polskiej studniówce. Czy to nie paradoks, że aby zdać egzamin dojrzałości, trzeba zatańczyć poloneza Pożegnanie ojczyzny? Przypomnę, że protagonistą spektaklu powstałego pod rządami Platformy Obywatelskiej w maju 2014 po aneksji Krymu przez Rosję, bynajmniej nie był Ogiński, lecz książę Józef Poniatowski. W epilogu Poniatowskiemu odpoczywającemu na włoskiej plaży z kochanką rzucał w twarz grudą ziemi polski legionista.

Walczyłem niegdyś o docenienie obu przedstawień, wstydliwie przemilczanych albo opacznie komentowanych przez nadające ton środowiska lewicowo-liberalne. Wielokrotnie domagałem się odkłamania ich wymowy. Ale nie spodziewałem się, że wyrzeknie się ich sam Klata. Przypomniała mi się samokrytyka złożona w 1936 w Związku Sowieckim pod rządami Josifa Stalina przez wielkiego reżysera: Meyerhold przeciw meyerholdowszczyźnie. Wsiewołod Meyerhold jednak walczył wtedy o życie, którego w końcu nie zdołał ocalić, natomiast w przypadku Klaty prawdopodobnie jest to warunek otrzymania dyrekcji teatru.

Gdyż Klata, również w omawianym wywiadzie, nie ukrywał, iż wyciągnął wnioski z mowy wygłoszonej przy odbieraniu Nagrody Nobla przez związaną z opozycją Olgę Tokarczuk, która go przekonała, że „kto panuje nad narracją, kto snuje opowieść, ten ma rację, ten sprzedaje swoją wizję rzeczywistości, swoją prawdę. I ten ma władzę”.

Tytuł oryginalny

Samokrytyka Klaty

Źródło:


Link do źródła