"Prześwit" w reż. Jacka Orłowskiego w Teatrze im. Jaracza w Łodzi. Pisze Renata Sas w Expressie Ilustrowanym.
Femme fatale z "Prześwitu" Davida Hare'a to obraz nędzy, rozpaczy, bólu, zgrozy, zwątpienia i smutku. Przegrywa ze sobą, niszczy innych, choć stara się być taka odpowiedzialna i gotowa do poświęceń. Drażni i zadziwia, że ta młoda zaniedbana kobieta wygłaszająca poważne racje trącące komunałami, jest przedmiotem westchnień przystojnego 50-letniego restauratora. Gdyby nie świetni aktorzy - Anna Sarna i Bronisław Wrocławski - oraz z powodzeniem grający jego syna Mirosław Haniszewski, ten emocjonalny fałsz byłby trudny do zniesienia. Jak łatwo przegrać z... sobą. Ona samotna, on żonaty - kochali się, przez sześć lat byli razem. Moralnie naganna sytuacja okazała się najlepszym, co spotkało nie tylko tych dwoje, ale też jego żonę i syna. "Prześwit" nie jest melodramatem, choć lepiej, żeby tak było. Przez tę uczuciową historię prześwituje tragedia niezrozumienia i obcości. Ale i to byłoby do przyjęcia, gdyby naraz nie zaczęło zgrzytać w