Pana Ludwika, niewydarzonego dziennikarza, który codziennie przekazuje telefonicznie za granice wiadomości o życiu zwierząt w Polsce - spotkała nielada przygoda: na wspólnej kanapie małżeńskiej znalazł rano swoją połowice w mundurze i butach Napoleona. Nie bardzo zdążył się zdziwić, bo go zawołali do telefonu międzymiastowego, a tymczasem przebieranka pani redaktorowej wywołała niebywałe zamieszanie. W różnych jegomościach obudziły sie ciągotki napoleońskie, nagle zaczęli marzyć o tym aby "cysorz" stanął na jakimś czele i gdzieś ich zaprowadził, coś kazał zdobywać. Oszalał także "na temat" Napoleona młodziutki dyrektor miejscowego muzeum. W pełnej gali melduje się u swego bożyszcza, zgłasza gotowość, zmusza biednego Napoleonka, żeby wsiadł na koń i gdzieś tam z nim razem cwałował. Pomysł oryginalny, przypomina mrożkowskie etiudy, żeby tylko wspomnieć o "Śmierci porucznika" i "Indyku". Ale kunszt teatru pole
Źródło:
Materiał nadesłany
Tygodnik Demokratyczny nr 13