„Elektra" w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego otworzy 1 sierpnia setną edycję festiwalu w Salzburgu. O spektaklu już informują światowe media.
To jedyna pośród największych letnich imprez, która w tym roku odbędzie się pomimo koronawirusa. Nic zatem dziwnego, że Krzysztofowi Warlikowskiemu i przygotowywanej przez niego premierze duży artykuł poświęcił kilka dni temu także „New York Times", przypominając jego wcześniejsze próby zmierzenia się z antycznymi mitami, w tym także „(A)pollonię" w warszawskim Nowym Teatrze.
Pokarm i sens życia
Organizatorzy długo zastanawiali się, czy festiwal w Salzburgu ma szansę odbyć się w te wakacje. - „Kiedy wola działania budzi się do życia, akcja prawie na pewno skończy się powodzeniem" - te słowa dramatopisarza Hugo von Hofmannsthala idealnie wyrażają naszą sytuację w dobie pandemii - powiedziała Helga Rabl-Stadler, prezydent festiwalu. - Tak jak wszyscy artyści chcieliśmy grać i nigdy go nie odwołaliśmy. Nie możemy być jednak tylko najlepiej przygotowani artystycznie, tak jak zwykle, musimy mieć także najlepszy plan sanitarny, bo zdrowie naszych gości i artystów jest najważniejsze.
Determinacja organizatorów była wielka również dlatego, że pandemiczne uwarunkowania przywołują ideę założycielską festiwalu. Powstał on w 1920 r. w czasach skrajnej nędzy jako pomysł na walkę z kryzysem. Wybitny reżyser Max Reinhardt uważał, że tylko sztuka może pogodzić ludzi i narody, które I wojna światowa pchnęła do walki między sobą. Miał na myśli „sztukę nie jako dekorację, ale jako pokarm i sens życia". Obecne kierownictwo, podkreślając, że europejska kultura przeżywa dziś największe zagrożenie od czasów II wojny światowej - akcentuje to przesłanie ze szczególnym naciskiem.
Zamiast jednak planowanych 200 zdarzeń w ciągu 44 dni w 16 lokalizacjach, przez cały sierpień odbędzie się około 90 przedstawień i koncertów w sześciu różnych miejscach. Produkcje, których nie można teraz pokazać, zostały przesunięte na 2021 rok, dlatego dużym wyzwaniem stała się konieczność zmiany sposobu rozprowadzenia biletów. Skomplikowanej, bo w setną rocznicę festiwal fetował rekord sprzedaży biletów, w pierwszych dwóch miesiącach kupiono ich 180 tysięcy, o łącznej wartości 24,5 mln euro.
Teraz z planowanych wcześniej 230 tysięcy kart wstępu można rozprowadzić niespełna jedną trzecią. Z 70 tysięcy biletów na wydarzenia operowe zaś - jedynie 10 tysięcy, gdyż z siedmiu oper ostały się tylko dwie.
Zamieszani w zło
Pierwsza z nich to „Elektra" Richarda Straussa w inscenizacji Krzysztofa Warlikowskiego na otwarcie 1 sierpnia. Zaplanowano łącznie sześć spektakli. To wyraz uznania dla naszego reżysera, ponieważ Richard Strauss jest jednym z ojców-założycieli salzburskiego festiwalu, więc realizowanie jego opery podczas jubileuszowej edycji to przywilej szczególny.
- W „Elektrze" każdy z jej bohaterów ma zły charakter - mówi Krzysztof Warlikowski. - Ale jak to w tragedii, możemy też powiedzieć, że wszyscy są niewinni, ponieważ niedające się uniknąć zrządzenia losu sprawiają, że wszyscy są zamieszani w zło, winni. Oczywiście, trzeba zadać pytanie, dlaczego Elektra opowiada się po stronie ojca Agamemnona, zamordowanego przez matkę Klitajmestrę? Czy ze względu na specjalne relacje córek i ojców? Zagadką jest też brat Elektry, Orestes. Reprezentuje nieznaną siłę czy jest instrumentem zemsty siostry i ojca? Staje się mścicielem, bo chce , czy zostaje do tego zmuszony?
Scenografię i kostiumy przygotowała Małgorzata Szcześniak, a Wiedeńskich Filharmoników poprowadzi Franz Welser-Móst, uważany za najlepszego interpretatora Straussa. Litewska sopranistka Ausrine Stundyte zadebiutuje na festiwalu w Salzburgu jako Elektra, ale to artystka o międzynarodowej renomie. Urodzona również w Wilnie, Asmik Grigorian, która wystąpi jako Chrysotemis, to prawdziwa gwiazda. W poprzednich latach podbiła salzburską publiczność jako Salome w operze Richarda Straussa.
Czas pandemii wymusił nie tylko przeorganizowanie formuły festiwalu, ale także zmiany w partyturze „Cosi fan tutte" - opery najsłynniejszego salzburczyka, Wolfganga Amadeusza Mozarta. Spektakle muszą być krótsze, by melomani nie przebywali zbyt długo w maseczkach w zamkniętej przestrzeni. Dyrygentka Joana Mallwitz pociesza się, że Mozart sam bez wahania skracał kompozycje, gdy wymagały tego okoliczności. Tegoroczna wersja jego opery w reżyserii Christofa Loya, prezentowana bez przerwy, trwać będzie 140 minut, o 50 minut krócej niż całość.
Recitale dadzą pianiści Martha Argerich, Daniel Barenboim, Grigorij Sokołów, Andras Schiff i Daniił Trifonow. A z okazji 250. rocznicy urodzin Ludwiga van Beethovena Filharmonicy Wiedeńscy wykonają symfonię pod dyrekcją Riccardo Mutiego.
Pianista Jan Lisiecki z barytonem Matthiasem Goernem przygotowali wieczór pieśni beethovenowskich, zaś Piotr Beczała wykona „Pieśni o ziemi" Gustava Mahlera z wiedeńską ORF Radio-Symphnieorchester pod dyrekcją Kenta Nagano.
W specjalnym oświadczeniu kierownictwo festiwalu oddało hołd Krzysztofowi Pendereckiemu: „On i jego twórczość były niezwykle ważne dla festiwalu w Salzburgu, a festiwal był ważny dla niego i międzynarodowego uznania go jako kompozytora. Światowe prawykonanie opery »Czarna maska« w 1986 r. było punktem kulminacyjnym w historii muzyki, co zgodnie przyznali zarówno krytycy, jak i publiczność".
Szczególnie uroczyście obchodzone będzie stulecie powstania spektaklu „Jedermann" („Każdy"), wystawionego po raz pierwszy 22 sierpnia 1920 roku na placu przed katedrą w Salzburgu w reżyserii Maxa Reinhardta. Ten moralitet Hofmannsthala będzie można teraz obejrzeć w tym samym miejscu.
W programie teatralnym znajdzie się także najnowsza sztuka zeszłorocznego austriackiego noblisty Petera Handkego - „Zdenek Adamec". Punktem wyjścia jest wydarzenie z 2003 r., gdy w proteście przeciwko nieznośnej kondycji świata 18-latek dokonał samospalenia na placu Wacława w Pradze.