Miał zwyczaj wstawać o świcie lub nawet wcześniej. Trzy lub cztery pierwsze godziny poranka poświęcane bywały toalecie, korespondencji, pospiesznemu śniadaniu, złożonemu z arcymocnej kawy i owoców, a poprzedzonemu wielkim haustem zimnej wody zaprawionej liśćmi koprowymi, grze wreszcie na flecie, ułatwiającej rozmyślanie na temat spraw bieżących. Następowały później dwie godziny szybkiej pracy w towarzystwie sekretarza, które wieńczyła parada, posłuchania, niekiedy nieco ruchu. Punktualnie o dwunastej siadał Fryderyk do stołu: obiad był zawsze głównym wydarzeniem światowym dnia (...) Trzy do czterech godzin siedziało się przy stole. Król jadł obficie, dużo zwłaszcza potraw korzennych, pił bordo zmieszane z wodą i gadał bez przerwy".
Tyle historyk francuski. Adolf Nowaczyński pisząc w 1909 r. "Wielkiego Fryderyka" nie mógł znać jego pracy, książka wyszła dopiero w latach trzydziestych. Znał natomiast wspomnienia Lucchesiniego, owe relacje "od stołu królewskiego" i wiele innych. Fryderyk istotnie sypał do potraw pełne łyżki gałki muszkatołowej i imbiru: często zamiast widelca posługiwał się palcami, zupy i sosy spływały gęsto po ubraniu... Mięso dla psa-faworyta wykładał palcami z talerza na obrus, aby się ochłodziło. "Gdy potrawa jakaś na jego stary żołądek okazuje się zbyt niestrawna, zdarza mu się pojechać do rygi, i to jeszcze przy stole". Oto jeden ze zwykłych jadłospisów stołu królewskiego: "Kapuśniak á la Fouqué. Filet z drobiu á la Pompadour. Łosoś á la Dessau. Wołowina au Panais z marchewką. Paszteciki po rzymsku. Kurczęta w rondelku". Obżartuch zasłużył jednak u współczesnych na miano filozofa na tronie". Pochlebcy nazywali go "Salomonem Północy"