To nie jest żadne hasło reklamowe, ale rzetelna, aktualna informacja. Ledwie bowiem "Salome" pojawiła się na naszej scenie - ponad trzydzieści lat w Warszawie nie oglądana, natychmiast "porwano" ją na trzytygodniowe tournée po zachodniej Europie. Kupowanie przez impresariów w ciemno warszawskich produkcji operowych, jeszcze zanim pojawią się one w swym premierowym wydaniu, to przejaw dużego zaufania do poziomu artystycznego Teatru Wielkiego.
Zaledwie w tydzień po dwóch pierwszych warszawskich przedstawieniach oryginalnej inscenizacji Marka Weissa-Grzesińskiego i Andrzeja Majewskiego, prezentowana była 17 stycznia w austriackiej Bregencji (Bregenz) nad Jeziorem Bodeńskim, a później kolejno: pięć razy w niemieckim Aschaffenburgu i raz w Leverkusen, dwukrotnie w szwajcarskim Winterthur i raz w niemieckim kurorcie Friedrichshafen, jednorazowo we włoskim Merano, a na koniec już we Francji - w Strasburgu, Reims, Orléans (dwa razy) i w Merignac. W sumie odbyło się w tej podróży 16 przedstawień warszawskiej "Salome". Zważywszy na ciężar gatunkowy dzieła Richarda Straussa i forsowność jego każdorazowego wykonania było to więc jedno z najcięższych i najbardziej prestiżowych tournée stołecznej opery. Wszyscy - na szczęście - przezwyciężyli oczywiste trudności tej podróży. Nie dali się nawet grypie czyhającej zawsze o tej porze roku. Przedstawienia zachowały swój wysoki poziom, wzbudziły apl