WARSZAWSKI Teatr Wielki po ukłonach w stronę upodobań szerokiej publiczności ("Cyrulik sewilski", "Tosca" czy baletowa zabawa do offenbachowskich melodii - "Brazylijczyk w Paryżu") sięgnęła do twórczości Richarda Straussa, uważanego za jednego z najwybitniejszych kompozytorów początku naszego wieku. Już jako autor poematów symfonicznych dał dowody swego oryginalnego talentu, łącząc w sposób nowatorski zdobycze techniki motywów przewodnich Wagnera z muzyką programową.
Jednakże największe uznanie zdobyły jego dwie opery napisane bezpośrednio po cyklu poematów symfonicznych - "Salome" i "Elektra", stanowiące bez wątpienia punkt - kulminacyjny jego twórczości dramatycznej i zdaniem muzykologów należące nie tylko do najważniejszych, ale i do "kluczowych dzieł teatru muzycznego pierwszej połowy XX wieku". Wywodząc się z Wagnerowskiej koncepcji dramatu muzycznego i z ducha jego twórczości, przerastają one nowatorstwem języka muzycznego i instrumentacji dzieła twórcy "Pierścienia Nibelungów". Reżyser Marek Weis-Grzesiński zaproponował formę moralitetu, stawiając wiele pytań, a wśród nich: czy można bezkarnie przekraczać wszelkie granicę i normy moralne, czy można zabić Prawdę i Dobro? Starał się pokazać skomplikowane portrety psychologiczne bohaterów dramatu, ale nie wszyscy wykonawcy byli w stanie podołać i trudom wokalnym, i aktorskim. Na szczególną uwagę zasługuje odtwórczyni partii tytułowej Hasmik Pa