Jeśli pamiętamy dziś o Salome Oscara Wilde'a, to głównie dzięki Richardowi Straussowi, który skomponował swą słynną operę posługując się niemieckim przekładem dramatu. Również autorzy warszawskiego przedstawienia - reżyser Jurek Sawka oraz tłumacz Rafał Benedek - nie wierzą chyba w siłę tekstu, traktują go bowiem dość swobodnie. Taka metoda - sama w sobie - nie jest oczywiście niczym złym, ale w wypadku Salome z Dramatycznego więcej w tym strat niż korzyści. Spektakl utrzymany jest w "autorskiej" manierze; zerwano charakterystyczną dla pierwowzoru zasadę trzech jedności, przedstawienie dzieli się na szereg luźno powiązanych sekwencji przetykanych cytatami z Geneta, Nabokova i Enquista. Zestawienie Salome i lolitki nie jest pozbawione sensu, cóż z tego, skoro grająca ją piękna rudowłosa Maja Hirsch z pewnością nie przypomina nimfetki; mówi niskim, lekko zachrypniętym głosem, a wzrostem dorównuje niemal Markowi Walczewskie
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 4/6