W rozmowie z Jackiem Marczyńskim, która ukazała się w dodatku do jednego z majowych numerów "Rzeczpospolitej", Mariusz Treliński wyznał, że od lat zajmuje się "reinterpretacją tradycji, starając się odczytywać znane tytuły w odmienny i nowatorski sposób. Opera musi się przemieniać i odnawiać, wchłaniając prądy współczesności. Inaczej pozostanie gatunkiem martwym". Obserwując, co dzieje się na scenach teatrów muzycznych w Polsce i za granicą, stwierdzam z całą mocą, że opera - także współczesna - żyje i ma się całkiem dobrze. Owszem, dyrektor artystyczny TW-ON odczytuje znane tytuły w sposób odmienny, nie jestem jednak pewna, czy tak bardzo nowatorski, skoro swoją warszawską "Turandot" opisuje jako wybuchową mieszankę psychoanalizy, popkultury i sennych wizji, samą operę zaś uważa za jedną z reinkarnacji mitu tkwiącego głęboko w naszej psychice, za opowieść o spotkaniu i tajemnicy płci. Może wpierw wyjaśnijmy, skąd się w ogóle
Tytuł oryginalny
Sadystka na leżance
Źródło:
Materiał nadesłany
"Teatr" nr 7/8