Jeżeli spektakl ma przedstawiać wyższe sfery, to ani chybi rozpoczną go lokaje. l przeczucia nie mylą nas: oto wchodzi na scenę - kurtyna jeszcze nie podniesiona! - trzech operuczonych drabów. Ubrani są jak na lokajów przystało, a i maniery usiłują mieć odpowiednie. Jednak drab - nawet operuczony - pozostaje drabem. A przełamywanie się łotrostwa z salonowym gestem jest tutaj całkowicie na miejscu: wszak oglądać mamy "Justynę czyli Niedole cnoty", przysposobione dla sceny i wyreżyserowane przez Waldemara Śmigasiewicza. Tytułowa zaś bohaterka powieści markiza de Sade obraca się, jak wiadomo, wśród różnych ludzi, są wśród nich prawdziwi - wydawałoby się panowie i panie, a przecież, gdy tylko pozbędą się ubioru - dosłownie! - to z każdego (i z każdej) wyłazi drab nad draby, łotr nad łotry. A pani de Bressac nawet w odzieniu i w szmince na twarzy - na kilometr pachnie drabem. Gra ją Andrzej Wojaczek, aktor, jak wiadomo, słusznej postury. Ale n
Tytuł oryginalny
Sade upupiony
Źródło:
Materiał nadesłany
"Odra" nr 7-8