Debata o tym, jakiego teatru potrzebuje Rzeszów, okazała się sądem nad repertuarem "Siemaszki". - Wychodzę stamtąd zniesmaczona - krytykowała miłośniczka teatru. - Po co epatowanie gołym tyłkiem, rzucanie mięsem?
- Smuci mnie to, co widziałam w ostatnim sezonie. Wychodzę z teatru Siemaszkowej zniesmaczona. "Hetery", "Autor", "Boguduchawinni" - to sztuki, które nie dają pretekstu do myślenia, nie uwrażliwiają, w żaden sposób nie dotykają widza. Pytam: po co wystawiać takie sztuki? - włożyła kij w mrowisko Milena Kwiatkowska, która przedstawiła się jako miłośniczka teatru, która regularnie odwiedza "Siemaszkę" od kilkunastu lat. Była jedną z nielicznych osób w gronie ok. 30 uczestników debaty na temat: "Jakiego teatru potrzebuje Rzeszów?", zorganizowanej przez dwumiesięcznik "VIP Biznes i Styl", która z rzeszowskimi teatrami jest związana wyłącznie emocjonalnie. Gośćmi debaty byli szefowie rzeszowskich teatrów: Monika Szela, dyrektorka teatru Maska, Aneta Adamska, właścicielka autorskiego teatru Przedmieście, i Remigiusz Caban, dyrektor Teatru im. W. Siemaszkowej w Rzeszowie. - Nie podejmuję się dyskusji o gustach. Musielibyśmy rozmawiać o tym, czy p