Po tegorocznej edycji Sacrum Profanum widać już jaśniej, w jakim kierunku zmierza krakowski festiwal. Odpowiedź na to pytanie jest z jednej strony prosta, z drugiej zaś wymaga komentarza.O ile rok czy dwa lata temu wydawało się, że festiwal zmierza w bardziej masową, elektroniczną, wręcz rozrywkową stronę, o tyle dziś już wiadomo, że to nie takie oczywiste. Nie jest też to miejsce, które ma być wyłącznie polem do eksperymentów na gruncie nowej muzyki - pisze Mateusz Borkowski w Gazecie Wyborczej.
Wbrew pojawiającym się głosom krakowski festiwal nie chce odbierać publiczności takim festiwalom jak krakowski Unsound, katowicki Tauron Nowa Muzyka, a już na pewno nie Warszawskiej Jesieni. Tamte festiwale są wąsko sprofilowane, a profil SP jest tak szeroki, że niektórym nie mieście się to w głowach. Niby jesteśmy już przyzwyczajeni do tego, że muzyka łączy, nie zna podziałów, istnieje tylko dobra i zła. W praktyce te truizmy niewiele mają wspólnego z rzeczywistością. Publiczność filharmoniczna jest hermetyczna, podobnie miłośnicy muzyki klubowej, sceny eksperymentalnej czy bywalcy alternatywnych festiwali. Teoretycznie wszyscy są otwarci, jednak bronią zaciekle swoich terytoriów. W postmodernizmie granice między gatunkami tracą na znaczeniu, podobnie dzieje się z dziedzinami sztuki i odwiecznym podziałem na kulturę wysoką i popularną. Kto wcześniej zrozumie, że te podziały nie mają dziś sensu, ten ma szansę na sukces. Otwarty na no