Pięciominutowa owacja na stojąco, okrzyki "Bravi, bravi!!!", łzy wzruszenia, czterokrotne wywoływanie aktorów z kulis i długa kolejka śpieszących z gratulacjami do garderoby - tak zakończyła się premiera "Emigrantów" Mrożka z Piotrem Adamczykiem [na zdjęciu], grającym po włosku.
Wszystko zaczęło się od pulsującej, głośnej muzyki, na tle której XX (Piotr Adamczyk) usiłował się powiesić, i siarczystego przekleństwa. Potem napięcie rosło. Młody reżyser Fabio Omodei pokazał Włochom Mrożka dynamicznego i sugestywnego. Po części dlatego, że tekst za zgodą autora został skrócony o ponad połowę. Spektakl nabrał niezwykłego wprost tempa kosztem mrożkowskich niuansów i filozoficznych rozważań inteligenta AA. Tak odwirowany Mrożek zachwycił włoską publiczność. To było szalone przedstawienie w sam raz na dzisiejsze szalone czasy. Trwało niecałe 70 minut, które wobec statycznej gry Paolo Alessandriego (AA) były brawurowym popisem Piotra Adamczyka. Grał wszystko: cwaniaka, pijanego w sztok, liryczenego chama, samobójcę, nawet muchę. Przez cały spektakl balansował na cienkiej linie, jednak nie stoczył się w otchłań pastiszu i nie zdradził Mrożka. Pokazał wielki komediowy talent kilkakrotnie wywołując salwy śmiechu,