Jeżeli wtacza się armatę, to wypadałoby z niej wystrzelić, w tym bowiem celu została skonstruowana; jeśli ustawia się gilotynę, to powinna ona zadziałać zgodnie ze swym przeznaczeniem; gdy zaś rzeźnik ostrzy nóż i słychać już porykiwanie wołów... Na "Rzeźni" w Teatrze Dramatycznym się nie zarzyna. Jest to niedopatrzenie reżysera, nie autora. Bo twórca spektaklu świadomie zagęszcza atmosferę, zwiastując wielkie krwawe emocje, autor natomiast, jak powiada, chciał sobie po prostu pogaworzyć. Tak znaczny rozrzut koncepcji sprawia, że widz, w którym daremnie rozbudzono krwawe żądze, próbuje tłumaczyć owo przeoczenie, dochodząc do powierzchownych konkluzji: iż zarzynanie wołów w teatrze nie przełamie jednak kryzysu sztuki, o którym mowa ze sceny; nie poprawi też sytuacji na odcinku mięsnym, gdyż bydła odczuwa się niedosyt, nie rzeźników. Rozbrat reżysera z autorem ma też inny, niezamierzony zapewne skutek. Otóż {
Tytuł oryginalny
Rzeźnia: sztuka czy życie?
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Literackie Nr 43