"Pigmalion" Jeana-Philippe'a Rameau w reż. Natalii Kozłowskiej w Warszawskiej Operze Kameralnej. Pisze Bronisław Tumiłowicz w Przeglądzie.
Opera "Pigmalion" Jeana-Philippe'a Rameau przygotowana na otwarcie sezonu była zbyt krótka, więc poprzedzono ją muzyczno-scenicznym preludium złożonym z fragmentów opery "Dardanus" oraz kantaty "Orphee" Louisa-Nicolasa Clerambaulta. Widz jednak nie musi się orientować, gdzie zrobiono fastrygę, bo występują ci sami soliści, a na scenie pojawia się w kombinezonie roboczym rzeźbiarz Pigmalion, który przystępuje do obciosywania marmurowego kloca. Po przerwie rusza już właściwa akcja oparta na starożytnym micie. Wykuta w kamieniu postać ożywa, zeskakuje z postumentu i zachowuje się jak dziecko, które wszystkiego musi się nauczyć. Ale w miłosnej sztuce wychowawcą jest rzeźbiarz wykreowany przez Karola Kozłowskiego, który oprócz wokalnego ma także - co za przypadek - wykształcenie plastyczne. Pigmalionowi partnerują jeszcze dwie postacie kobiece, jego dotychczasowa kochanka oraz bogini miłości, która ożywia statuę. Całość kończy hymn na cześć mi�