W rzeszowskim teatrze trwa przedstawienie "Hamleta", nagle dwie wieże, elementy scenografii, powoli zsuwają się po krzywej scenie. Co robić? - Czas gruntownie wyremontować i unowocześnić budynek - mówi Zbigniew Rybka, dyrektor Teatru im. Wandy Siemaszkowej.
Anegdota z wieżami nikogo w teatrze nie śmieszy. To wstyd, że scena w jedynej takiej placówce w regionie jest krzywa, rozsypują się fundamenty, pękają ściany, stropy się sypią, przez dziurawy dach woda z topniejącego śnieg co roku zalewa ściany, leje się nawet przez żyrandole, w sali prób podłoga huśta się pod stopami, pracownicy techniczni ciągną za sznury, żeby podnieść elementy scenografii, bo nie ma elektrycznych wyciągów, a przed spektaklem "Cafe Sax" trzeba biegać do Wojewódzkiego Domu Kultury, żeby pożyczyć dwa głośniki. Za kulisami sceny nie ma miejsca na dekoracje, które są potrzebne do zmiany w trakcie spektaklu. Aktorzy w ciasnocie potykają się i drą kostiumy o elementy scenografii. Sypią się stuletnie stropy Teatr podczas ostatnich wakacji wyremontował widownię. Budynek był remontowany tylko raz, w latach 60., kiedy zmieniono fasadę na obecną. - Scena jest za niska i pochylona do tyłu - wbrew wszelkim teatralnym zasadom. Zb