Jeżeli ktoś miał prawo napisać sztukę "na podstawie dzieł Jamesa Joyce'a" (a utworem takim jest "Anna Livia"), to tym kimś był - z całą pewnością - Maciej Słomczyński. Nie tyle dlatego, że do przekładu "Ulissesa" - jak wyznaje - dołożył był kilkaset tysięcy złotych, oczywiście, przed ukazaniem się przekładu; ażeby móc tego dokonać musiał "co trzeci dzień pisać Joe Alexa na przeplotkę z tłumaczeniem"; ile dlatego, że tłumacząc-przedzierając się przez labirynty "Ulissesa", przez zasadzki "Finnegans Wake", nauczył się twórczości Joyce'a "na pamięć", stał się niejako jej "współwłaścicielem". I jednym z najznakomitszych interpretatorów. A czymże - jeśli nie swoistą interpretacją - jest sztuka wysnuta z motywów-problemów konstytuujących dzieło wielkiego Dublińczyka? Słomczyński piszący "Annę Livię" jest nie tylko dramaturgiem-poetą, ale i krytykiem-interpretatorem, krytykiem-artystą (termin ten rozumiemy tutaj tak, jak kiedy�
Źródło:
Materiał nadesłany
"Odra" nr 11