"Gwałtu, co się dzieje!" w reż. Gabriela Gietzky'ego w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Dorota Smela w Ozonie.
Czy Fredro i jego krotochwilny XIX-wieczny repertuar mogą czymś zaskoczyć, a przynajmniej zainteresować współczesnego bywalca teatrów? Wątpliwe. A jednak młodzi reżyserzy (Gabriel Gietzky, a właściwie Wąsiński, rocznik 1969) uparcie wygrzebują z lamusa coraz mniej znane sztuki dawno nieżyjącego autora. Efekt - co było do przewidzenia - coraz mniej zachwyca. "Gwałtu, co się dzieje!", zapyziała satyra (w sam raz dla Powszechnego) grubo sprzed naszej ery i czasów walki płci, to historia miasteczka, w którym damy przejęły władzę. Oczywiście, tylko chwilowo. Bo toż niewiasta - jak w swej recenzji u zarania poprzedniego wieku pisała Zapolska - "jedynie miłości szuka i o niej marzy". Pewnie ten niepoprawny politycznie materiał dałoby się uaktualnić. Niestety, ponad smętnymi dekoracjami unoszą się niedzisiejsze mądrości, a z zabawnego zazwyczaj i przystępnego Fredry reżyser zrobił długą, nudną i chaotyczną jednoaktówkę. Nawet plejada znakomity