"Róża" - wielki fresk Żeromskiego o rewolucji 1905 roku - jest wspaniałym tworzywem dla teatru, a nawet dla filmu. Dziwić się można, że po "Weselu" nikt nie pomyślał o nowej ekranizacji "Róży" (próbę podjęto w 1936 r.). Przecież to jakby ideowy dalszy ciąg "Wesela", paradoksalny zresztą: krwawa róża wydobyta z chocholej słomy. Na razie "Róża" stanowi trudny egzamin dla teatrów. Trudny, z racji swego bogactwa: wielki tekst, wielość postaci i wątków, wielość różnorakich elementów, wielość możliwości inscenizacyjnych Tadeusz Pliszkiewicz, dokonując kolejnej adaptacji i inscenizacji, musiał, oczywiście, zdecydować się na potężne skróty, na surową selekcję. Z całości wybrał przede wszystkim wątek Czarowica: rewolucjonisty - romantyka. Ale "Róża" w jego opracowaniu nie stała się "dramatem na jeden głos". Czarowic - w przeciwieństwie do Konrada z "Dziadów" czy Kordiana - został właściwie prawie że pozbawion
Tytuł oryginalny
Rzecz o roku 1905
Źródło:
Materiał nadesłany
Poglądy nr 10