"OTELLO" zyskał sobie opinię nie najwybitniejszego wprawdzie, ale najlepiej skonstruowanego utworu Szekspira. W tej nie gardzącej mocnymi efektami sztuce jest coś z opery i melodramatu i zarazem coś z autentycznej tragedii, którą jednak niezwykle trudno uwierzytelnić na scenie. Mamy tu bowiem do czynienia ze zjawiskiem osobliwym - "Otello" wciąż potwierdza swą teatralną żywotność, reżyserzy sięgają po ten tekst Szekspira często i chętnie, ale jednocześnie nader rzadko odnoszą sukcesy.
Znamienny dowód na to stanowi również najświeższa inscenizacja Teatru Polskiego. August Kowalczyk wystawił "Otella" w nowym tłumaczeniu Bohdana Drozdowskiego. Rzecz istotna, ponieważ nowy przekład jest propozycją ciekawą, choć ryzykowną. Drozdowski nie celebruje oryginału, kładzie nacisk na pewną rubaszność i ciętość języka, stara się go uwolnić od koturnu, upotocznić. To dążenie nie zawsze daje szczęśliwe efekty, dzięki niemu jednak otrzymaliśmy żywą i niekonwencjonalną wersję tekstu. Reżyser spektaklu nie wyciągnął z tego wyraźniejszych wniosków, nie wybrał zbyt arbitralnej koncepcji inscenizacyjnej. Świadczy o tym i scenografia R. Winiarskiego - wysmakowana plastycznie, ale w kategoriach teatralnych będąca rozwiązaniem raczej jałowym. Reżyser odczytał sztukę w sposób właściwie tradycyjny, jako dramat namiętności i wyobcowania Otella. To oczywiście jeszcze nie zarzut. Na kształcie przedstawienia zaciążyły jednak przede wszy