Nie jest to sztuka łatwa, ta cała "Rzecz Listopadowa", ani zbyt przystępna. I na zapytanie, o co tam właściwie i konkretnie chodzi, nie dałoby się zwyczajnie i prosto odpowiedzieć, jako że wywód na ten temat musiałby być bardzo zawiły. Za dużo bowiem w owej "Rzeczy" jest luźnych epizodów, refleksyjnych wierszy lirycznych, wariacji tematycznych i motywowych, różnych nawrotów i reasumpcji - żeby to wszystko mogło się odznaczać jakąś dramaturgiczną ścisłą logiką i zwartością. Raczej dominuje tam poetyckie rozchełstanie i prawdziwie romantyczna bujność, ukazująca galopadę obrazów i obrazków, aluzji i niedopowiedzeń, a także różnorakich sprzeczności. W sumie dzieło niewątpliwie niebanalne, a nawet jak niektórzy uważają wybitne, ale przede wszystkim bardzo wielomówne. I ta właśnie zbyt duża wielomówność, kto wie, czy nie jest jego główną wadą. Bo niby sprawy mają się tak: A więc, że z jednej strony za dużo jest u nas celebry i
Tytuł oryginalny
"Rzecz Listopadowa" Ernesta Brylla
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Zachodni nr 180