"Listopad to dla Polski niebezpieczna pora?" - pyta w "Nocy listopadowej" Stanisława Wyspiańskiego Wielki Książę, a jego pytanie, zamienione w "skrzydlate słowo", wyrwawszy się z tekstu i kontekstu utraciło pytajnik i stało się stwierdzeniem, może nawet dogmatem - pisze Dariusz Kosiński.
Kalendarzowy listopad za pasem: w supermarketach rozlała się vanitas, ledwo maskowana wielobarwnością plastikowych oprawek zniczy, które mimo starań nie mogą zmienić własnego cmentarnego przeznaczenia, kompromitując iluzję wiecznotrwałej konsumpcji, reklamową obietnicę raju na ziemi. Ale pora niebezpieczna już trwa: pogodowy listopad zaczął się w połowie września i nie wydaje się, by miał zamiar ustąpić. A znając rodzimą aurę ostatnich lat, można się zupełnie serio obawiać, że i zima będzie listopadowa, więc ta niebezpieczna pora potrwać może do kwietnia. Ponad pół roku listopada! - słyszycie Polacy? Niebezpiecznie doprawdy - aż strach myśleć. U Wyspiańskiego na pytanie Wielkiego Księcia twierdząco odpowiada szpieg Makrot, wskazując na źródło niebezpieczeństwa: listopad "to pora, gdy idą między żywych duchy - i razem się bratają". Makrot chce wzmocnić swój donos przepowiadający powstańczy bunt, chce spotęgować strach Konsta