- Czasami kiedy widzę zdjęcia paparazzich, mam ochotę zareagować. Ale po chwili złość mija, myślę sobie, że nic warto robić afery, bo szkoda na to mojej energii i zdrowia. Jeśli ktoś mówi, że jestem niskim blondynem, to nie ma sensu, żebym to dementował. Byłbym śmieszny - mówi warszawski aktor TOMASZ KOT.
Po "Skazanym na Bluesa" stał się cenionym aktorem. Po serialu "Niania" i komedii "Testosteron" bożyszczem kobiet. Tomasz Kot od sześciu miesięcy jest mężem, niebawem będzie ojcem. Nam opowiada dlaczego jak lew broni prywatności. A plotki o sobie zbywa wzruszeniem ramion. Trzydzieści lat, sześć seriali, trzy filmy fabularne, blisko dwadzieścia sztuk teatralnych. To duży dorobek aktorski czy raczej skromny? Ilość - nie wprawia w euforię, jakość - budzi szacunek. Tomasz Kot stał się jednym z najpopularniejszych aktorów. Nie gra w żadnej telenoweli, a mimo to od trzech lat nie ma tygodnia bez Kota w telewizji. Był zatwardziałym singlem. Jednak znalazła się kobieta, która go usidliła - Agnieszka. Ich kalendarium: cztery lata znajomości, tyleż samo miłości, sześć miesięcy małżeństwa, kilka tygodni do rodzicielstwa. Rozmawia wyłącznie na temat zawodu - to warunek, który stawia przed wywiadami. Mówi, że jego popularność nie daje nikomu prawa, by