Mówią "puk", a ja rozumiem, że chodzi o Pana Boga, mówią "zapity", a ja rozumiem, że chodzi o zabitego, mówią "wyprany", a ja się domyślam, że chodzi u wybranego... Gorzej, kiedy słowo trzeba pogodzić z dynamicznym zbiorowym działaniem. Wtedy nie słychać prawie nic. Słucham jednak uważnie, wnioskując z kontekstu zamieniam usłyszane słowa na właściwe, ale po jakimś czasie, zmęczony tym wszystkim nieznośnie, zadaję sobie pytanie: dlaczego ci ludzie tak bardzo liczą na naszą domyślność, dobrą wolę i znajomość utworu? Przecież - zgodnie z odważnym uogólnieniem reżysera przedstawienia, zawartym w wywiadzie dla "Polityki" - w odróżnieniu od Brytyjczyków i Norwegów "my swojej klasyki nie znamy"? Pytanie nie mojej wymaga odpowiedzi. Moją rzeczą jest stwierdzić (wyjątek uczyniwszy dla Zofii Rysiówny, Henryka Machalicy i młodego Łazewskiego, że ta "Nie-Boska" mówiona jest okropnie. W tym samym wywiadzie Maciej Prus tak odpow
Tytuł oryginalny
Ryzykowne połączenie
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 4