Powiedzieć o Edith Piaf, że była gwiazdą francuskiej piosenki - to ani nie pasuje, ani nie wystarcza. Była bowiem czymś więcej: gdy całkowicie niepozorna stawała na estradzie i rozlegał się jej mocny lecz chropawy głos, z jej śpiewem, z jego treścią i formą mógł się utożsamiać dosłownie każdy. Bezpretensjonalna, niemal nijaka, nieporadnym i wciąż tym samym gestem odnosiła przeciętność do rangi wielkości. Napisano o niej wiele. Sama biografia tej niskiej, nieładnej i w rozkwicie kariery już niemłodej kobiety pochodzącej z tzw. dołów społecznych, dostarczała obfitej i wyjątkowo barwnej pożywki. Fascynacji tragiczną postacią tej wielkiej artystki i nieszczęśliwej kobiety, której mit wyrósł szybko i nie traci blasku w 30 lat po śmierci, uległa też przed kilkunastu laty wybitna dramatopisarka angielska Pam Gems tworząc sceniczną wersję... No właśnie - czego? Nie biograficznej kroniki, ale i nie refleksyjnego dramatu. Ambicje miała na
Tytuł oryginalny
Ryzyko ucieleśniania mitu
Źródło:
Materiał nadesłany
Trybuna nr 271