MUSZĘ powiedzieć, że z niemałą obawą przyjęłam wiadomość o warszawskiej premierze Witolda Gombrowicza (Teatr Narodowy). Nie chcę powtarzać znanych prawd o ryzyku artystycznym, jakim są dla teatru adaptacje prozy. Ileż to razy byliśmy świadkami dziwadeł, które wyrastały właśnie z adaptatorskich manewrów naszych reżyserów? Co nie znaczy, że nie powstają też widowiska będące ciekawą próbą teatralnej lektury powieści, jak choćby "Mistrz i Małgorzata" Bułhakowa, którą nu deskach sceny wałbrzyskiej opracował A. M. Marczewski (obecnie spektakl został przeniesiony do Płocka). Reżyser niezwykle trafnie odczytał swoistą teatralność Bułhakowowskiej wizji. I można by powiedzieć, że teatr wskazał nam nowy trop interpretacji. No tak, ale adaptatorska droga często prowadzi donikąd. W przypadku "Opętanych" problem jest jeszcze bardziej złożony. Drukowana w 39 r. pod pseudonimem Z. Niewieski powieść leżała długo zapomni
Tytuł oryginalny
Ryzyko adaptacji
Źródło:
Materiał nadesłany
Żołnierz Wolności nr 73