Podpisałem petycję, żeby Ryszard Trzeci wszedł do listy lektur zamiast Hamleta. Z zasady nie podpisuję żadnych petycji ani listów otwartych, wolę mówić tylko we własnym imieniu, swoimi słowami. Ale tym razem uznałem, że to coś naprawdę ważnego i podpisałem. Niech się to marzenie ziści. Może Państwo też podpiszą. Link jest na dole tekstu.
Czasy są takie i takie też wyzwania. Po co nam dziś kolejne, tysiąc już razy odgrzewane hamlety, hamletyzowanie. Hamletów ci u nas dostatek, i był, od dawna. Nowych nie przyjmiemy. Dziś musimy się znów nauczyć nienawiści, musimy umieć poczuć i przeżyć prawdziwą wrogość, bez światłocieni. Ta umiejętność będzie potrzebna w dorosłym życiu, więc młodzież trzeba do tego dobrze przygotować. Nie pora na niuanse, na rozumienie uwarunkowań, wyjaśnianie dzieciństwem albo deficytami miłości rodziców. Po co na rozszczepiać włos na czworo, szukać człowieka w bydlaku. Drań jest draniem: ot i cała filozofia. Trzeba umieć w draniu pełnię jego draniowatości dostrzec, bez zaciemniania szczegółami. A któż tego może lepiej nauczyć niż Szekspir Ryszardem Trzecim?
Jest to wczesna tragedia tego autora, może nie całkiem dopracowana. Nietrudno jej zarzucić konformizm, wpisywanie się w oczekiwania, legitymizowanie status quo. Nie stawia pytań, raczej je uniemożliwia. To sztuka propagandowa, może pisana na zamówienie polityczne, a może tylko oparta na stereotypach. Służy temu, by Yorków pognębić, a Lancasterów wywyższyć, uprawomocnić ich panowanie.
Ale czy to coś nadzwyczajnego, niespotykanego? Czy nie o to często chodzi w teatrze, żeby się umiejętnie podlizać gustowi widowni lub mocodawców? Jakąś ideologię uzasadniać, jednych oczerniać, a innych idealizować.
Szekspir zastosował w tej sztuce dość proste rozwiązania. Zohydzanie głównego bohatera dokonuje się tam metodami brutalnymi, tępo i bez finezji. Ale słuszny cel – oczernić Ryszarda – zostaje dzięki temu zrealizowany. Widz nie powinien mieć wątpliwości, od samego początku. Książę Gloucester ledwo wychodzi na scenę w pierwszej scenie i od razu sam się zohydza. Obnosi się ze swoimi ułomnościami, dokonuje wiwisekcji, niemal napawa się tym, jakim jest nędznikiem i potworem. Na granicy autoparodii, a może już poza nią.
W tłumaczeniu Macieja Słomczyńskiego brzmi to tak:
Ja, mą brzydotą tak napiętnowany
I z majestatu miłości wyzuty,
Bym nie mógł łasić się do płochej nimfy;
Ja pozbawiony urody cielesnej,
Odarty z wdzięku przez zdradę Natury;
Ja zniekształcony, niepełny, zesłany
Przedwcześnie na świat, na pół wykonany,
Tak niefortunnie i nędznie, że wszystkie
Psy ujadają , gdy stanę w pobliżu –
Cóż ja w tych słabych pokojowych czasach
Nie umiem miło spędzać czasu; mogę
Jedynie własny cień oglądać w słońcu
I śpiewać cienko o moim kalectwie.
A w wersji Józefa Paszkowskiego tak:
Do igraszek jam nie jest stworzony,
Ni do palenia kadzideł miłosnych,
Ja, z gruba kuty, za ciężki, za sztywny
Do czupurzenia się przed lekką nimfą,
Prostak pod względem wszelkich dwornych manier,
Upośledzony z natury, niekształtny,
Nieokrzesany, zesłany przed czasem
W ten świat oddechu, i to tak koszlawo
I nieudatnie, że psy ujadają
Gdy sztykutając mimo nich przechodzę;
Ja w ten piskliwy czas pokoju nie mam
Innej uciechy, którąbym czas zabił,
Jak chyba śledzić własny cień w słońcu
I rozpatrywać szpetność mej postaci.
Nie jest to przesadnie skomplikowane ani wyrafinowane. Brzydki, niezdolny do realizowania się w miłości – a więc zły. Każdy to zrozumie. Środek prosty, lecz efektywny. Musi działać, i działa.
Figura samooskarżenia pojawia się jeszcze później, wielokrotnie (Poślubię córkę najmłodszą Warwicka, cóż że ze zabiłem jej męża i ojca; cały niegodny jestem połowy Edwarda). Inni mówią o Gloucesterze źle: o nim, ale i do niego, jak Lady Anna, która pluje na Ryszarda śliną i słowami, wyzywa go, a potem wychodzi za mąż za potwora, na swoją zgubę. Oczywiście najgorzej świadczą o Ryszardzie jego intrygi i morderstwa: liczne, jakby kompulsywne. Zabija żonę, bratanków, braci królowej-wdowy, Lady Annę, wrogów i sojuszników. Po kolei, jak leci. Kto pojawia się na jego drodze, ginie. Trup ściele się gęsto. Na koniec jeszcze ślub z Elżbietą, córką królowej-wdowy, której Ryszard zabił braci i stryjów. I gotowe. Jest ten potwór tak potworny, że aż w swojej potworności groteskowy. Można się ohydą Ryszarda ekscytować. I szlachetnością Tudora, który w ostatnim monologu każe pochować Ryszarda godnie, mimo wszystko. Obraz jest klarowny. Im bardziej Ryszard ohydny, tym Henryk Tudor jest lepszy, a jego triumf uzasadniony: wszak ocalił Anglię od rządów monstrum.
Historycy mają pewne wątpliwości co do prawdziwości tego obrazu. Na przykład garba Ryszard Trzeci nie miał, tylko skrzywienie ramion. Cierpiał na skoliozę, miał przesunięte kręgi. To się okazało dopiero niedawno, gdy znaleziono jego zwłoki, w roku 2012. I nie był wcale mały na owe czasy, miał 172 centymetry. Ani tak bardzo brzydki, jak mówi sam o sobie w sztuce Szekspira: na podstawie czaszki zrekonstruowano twarz, podobną do tej na obrazach. Żonę niekoniecznie zabił, mogła umrzeć sama. Morderstwo bratanków w wieży: nie wiadomo na pewno czy to z jego polecenia, brak jednoznacznych dowodów. Niektórzy utrzymują, że mógł to zrobić jego następca Tudor, Henryk VII. Kazirodczy związek Ryszarda z bratanicą też mógł wyglądać zupełnie inaczej, niż sądzono. Zachowały się listy, w których młodziutka Elżbieta pisała do księcia Norfolk, że Ryszard „był jej jedyną radością i szczęściem, gdyż ona jest już jego, i myślą i sercem, i duszą i ciałem, wszystkim”. Mogła to być miłość, choćby i zakazana, ale obustronna. Z pogrzebem też było inaczej, niż u Szekspira obiecał Tudor. Nagie zwłoki Ryszarda dwa dni wystawiano na widok publiczny, a potem pochowano nie wiadomo gdzie, bez uroczystości pogrzebowych należnych monarsze. Odnalazły się dopiero 527 lat później, pod powierzchnią parkingu w Leicester.
Istnieje w Anglii Towarzystwo Ryszarda III, zabiegające o to, by rehabilitować króla. Tyleż to szlachetne, co daremne. Ryszard Trzeci będzie już łajdakiem, jakim go opisał Szekspir. Dzięki temu możemy pogardzać nim, napawać się jego nikczemnością, do syta. Jednoczyć wobec niego, jak przeciwko Herodowi.
A ten współczesny Ryszard Trzeci, ten nowy Hitler, czy jemu się to samo nie należy? Podobny do szekspirowskiego Gloucestera. Siedzi krzywo, pokręcony w swoich złotych tronach, chodzi koszlawo, sztykutając, psy ujadają przed telewizorem, gdy go pokazują. Z majestatu miłości wyzuty, prostak pod względem wszelkich dwornych manier, niekształtny, z gruba kuty. Postanowił zostać infamisem. Namordował i morduje: tysiące, dziesiątki, tysięcy, setki; na wszelkie sposoby, truciznami, metalowymi rurkami, strzałem w plecy, bombami z samolotów, artylerią. W jednym kraju, drugim, trzecim, w swoim kraju też, kiedy to potrzebne, by zdobyć lub utrzymać władzę. Wszystko dla władzy, dla odbudowy Imperium. Jest ów Gloucester złem wcielonym. Czeka się jakiegoś Bosworth, by w końcu padł, zakrzyknąwszy przedtem: carstwo za jacht!
Ryszard Trzeci pozwala emocje wobec tego monstrum skanalizować, przeżyć, zintensyfikować.
Oczywiście, jak zawsze, coś przy tym umyka.
Pierwsze: Ryszard jest zbrodniarzem, bez wątpienia, ale kto tego potwora naprawdę stworzył? Defekty urody, choć poważne, to w tym wypadku za mało. Kto się z nim spotykał, miział publicznie, kto robił z nim interesy, przymykając oko na wcześniejsze zbrodnie Gloucestera, rozzuchwalając tyrana. Kto go tuczył długoletnimi kontraktami, pozwalał mu zbroić wojska, uzależniając się od niego. No kto? Więc czy ci inni lepsi od Ryszarda? Czemu on ma nieść całą winę? Innych Yorków trzeba wyciągnąć z cienia, współodpowiedzialnych za jego zbrodnie.
Drugie: jak pokonać monstrum, gdzie niby to Bosworth? Może ktoś go teraz po cichu wspiera, czekając, by mu podać rękę, zrehabilitować, gdy się nadarzy okazja. A jeśli potwór naciśnie guzik? Czy sztuka nie obiecuje zbyt łatwo happy endu?
Trzecie: jaki Lancaster przyjdzie po Yorku? Może z innej linii, ale prawdopodobnie też z Plantagenetów. Czy będzie lepszy, naprawdę inny? Czy w idealizacji Tudora kosztem Ryszarda nie kryje się wielkie oszustwo?
Schematyczna ta tragedia, czarno-biała. Niewiele pozwala zrozumieć. Zły bo brzydki. To niczego nie wyjaśnia. Ale może taka sztuka jest właśnie teraz potrzebna. Na scenach i w zestawie lektur. Takie czasy. Niech gwałt się gwałtem odciska. Trzeba potwora zohydzić, pomijając uwarunkowania, nie wnikając w detale. Taki Ryszard jest dziś może potrzebny, na gwałt.