- Życie nauczyło mnie cierpliwości. Urodziłem się w Wilnie, gdy Piłsudski był premierem, wojnę spędziłem w Lwowie i Warszawie, przeżyłem Hitlera, Stalina, Bieruta, Gomułkę. To uczy dystansu - mówi gdański aktor RYSZARD RONCZEWSKI.
Nie wierzyłem, że tego dożyję - mam w szufladce paszport i mogę jechać, kiedy i gdzie mi się chce. Nawet do Honolulu. Nie politykowałem w moim życiu za dużo, ale gdy otrzymaliśmy wolność, nie było się nad czym zastanawiać - od pierwszych dni działaliśmy z żoną w Komitecie Obywatelskim jak cholera. Mając prawie 60 lat, przeżyłem niesłychane uniesienie i poczucie wspólnoty, że jest się w końcu u siebie. 4 czerwca pilnowałem wyborów sto metrów od domu, w podstawówce, którą skończył mój syn. I jak to się mówi - wygraliśmy. A potem zaczęły się dziać różne rzeczy. I dobre, i złe. Złe, że nikt do końca nie miał pomysłu na zjawisko, które dziś określa się mianem lustracji. To, co zrobiono ostatnio, to zwykłe szalbierstwo. Wychodzi na to, że jedna trzecia Polaków była jakimiś strasznymi sukinsynami. Ja też. Pod koniec lat 70. przywiozłem z Jugosławii książkę Sołżenicyna wydaną przez paryską Kulturę. Pożyczyłe