Współpracując z legendarnymi dziś kabaretami Szpak, Wagabunda, Pod Egidą, z teatrem Syrena, też stał się legendą.
"Panu Markowi z sympatią" - luty 93... To pierwsza dedykacja, którą mnie zaszczycił. Trochę zdawkowa, sucha - ot, jak to się pisze na spotkaniach autorskich, kiedy kolejna ręka podsuwa ci twoją książkę: - Dla...? - Marka. - Proszę bardzo. - Dziękuję... To nie była łatwa znajomość, potrzebowała lat. On zaparkował w "NIE" opromieniony sławą swoich piosenek scenariuszy filmowych, reflektorami kabaretów, scen teatralnych i filmowych planów. Ja - opromieniony "niesławą" komucha z DTV. On zdystansowany, jakby rzucony przez los na mieliznę nigdy wcześniej niezaznaczoną na jego mapie podróży przez życie, ja onieśmielony jego legendą. Był zbyt dobrze wychowany, żeby okazywać mi niechęć wprost, ale doskonale wytrenowany w omijaniu wzrokiem niemiłych widoków. A jednak coś nas ku sobie ciągnęło. Zaczęliśmy rozmawiać. Najpierw, jak to na sesjach redakcyjnego ględzenia zwanych "kolegiami", potem przed, a nawet po. Jakaś kawa, jakaś książka,