PATRZYŁEM na to przedstawienie, jak na średniowieczne malowidła. Zwłaszcza scena mordowania matki Morgan przez Mordreda i jego bandytów przypominała mi obraz Antonio Benci "Dawid Zwycięzca"! Ale to już nie średniowiecze, to już Quattrocento. Wszelako sam początek (Prolog) - jak król Artur walczy ze Smokiem - przypominał mi lata "chmurne i chmurne", jak ledwo przekroczyłem progi gimnazjum, a polonista nasz, człowiek jeszcze młody, bo tuż po czterdziestce, zapędzał całą naszą gromadkę do czytania, legend o Rycerzach Okrągłego Stołu, o Królu Arturze, Lancelocie, Percewalu. O tym, jak poszukiwali najznakomitsi rycerze cudownego naczynia - Świętego Graala czyli kielicha, z którego podobno podczas Ostatniej Wieczerzy Chrystus pił wino i łamał nad nim chleb. Potem wymuszaliśmy z siebie na ten temat domowe wypracowania. Szło nam licho. Jaka szkoda, że już wtedy nie działał Wrocławski Teatr Pantomimy Henryka Tomaszewskiego i nie przedstawił nam tych cel
Tytuł oryginalny
Rycerze Króla Artura
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Bałtycki nr 131