Bohaterowie płacą nie monetami, czy banknotami, ale blaszkami w kształcie ryby, a u sufitu na miejscu krzyża - wisi ryba - o "Rewizorze" w reż. Łukasza Czuja w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej pisze Monika Zając z Nowej Siły Krytycznej.
W carskiej Rosji "Rewizor" przyjął się z tak niebezpiecznym entuzjazmem, że władza zleciła napisanie "antyrewizora". Nie pomogło. Tłumy ciągnęły do teatru nie na poprawną politycznie komedyjkę, a na Gogola. A ciągnęły najchętniej na prowincji, gdzie nierzadko włodarze mieścin ściągali spektakl z afisza zaraz po premierze. Kim jest tytułowy "Rewizor"? Można by rzec, że kimś pomiędzy Godotem (bo na niego czekają), Bogiem (bo nikt Go nie widział, ale większość wierzy, że jest), a carem Mikołajem, Stalinem (bo jedno jest pewne, za jakiekolwiek przewinienie, niedopatrzenie, cokolwiek - wyśle na Sybir, do łagrów i koniec). Nic więc dziwnego, że jego wizyta, w dodatku incognito, wywołała ferment w prowincjonalnym miasteczku. Nad zaradzeniem sytuacji łamie sobie głowę Horodniczy - Dyrektor Dmuchanowski (Mirosław Neinert), to on wydaje polecenia, jak gościa przyjąć. A zatem: - Po pierwsze zadbać o instytucje filantropijne: dać chorym czyste pi�